fbpx

Jak przetrwać długi lot z dzieckiem? Mamy za sobą 17 godzinną podróż do San Francisco obejmującą przesiadkę w Monachium i powiem Wam, że było to jedno z większych jak do tej pory dla mnie wyzwań ;) Obawiałam się tej podróży i przygotowałam nas na nią najlepiej, jak tylko potrafiłam. Zebrałam dla Was nasze doświadczenia, wskazówki i elementy, które zmienimy przy kolejnych lotach. Niech Wam dobrze służą! :)

W trakcie nagrywania filmu trochę się sprawy pokomplikowały, bo Emilka nagle obudziła się z drzemki. Wybaczcie więc za jego chaotyczność.

[fb_button]

 

W momencie podróży Emilka miała 23 miesiące. Dwulatki to dość specyficzne osobniki, mieliśmy więc dodatkowy poziom trudności ;)

 

Jedzenie do samolotu

Jedna z ważniejszych spraw dla rodzica malucha to kwestia jedzenia. Co można ze sobą zabrać, jak dużo, czy nie wyrzucą napojów, przekąsek i tak dalej.

Otóż, jeśli chodzi o jedzenie dla dzieci normy tego, co można wziąć ze sobą na pokład są zdecydowanie mniej restrykcyjne niż standardowo. Pani przeprowadzająca u nas kontrolę zapytała po prostu ile i jakie jedzenie dla dziecka mamy i gdy pokazałam jej wyciskane owocki, butelkę z wodą, batoniki owocowe była szczerze zdziwiona, że mamy tego tak mało.

Z tego, co się dowiedziałam, można bez problemu wnieść na pokład słoiczki, mleka modyfikowane i inne przekąski dla dziecka. Najlepiej jedynie, by były one w oryginalnych opakowaniach i znajdowały się w jednej torbie. My mieliśmy wszystko w lunchówce Skip Hopa, do której zawsze pakuję Emilce jedzenie na wycieczki i spacery.

 

Czym zająć dziecko

Planując naszą podróż założyłam, że Emilka musi mieć książeczki, zabawki kreatywne, ulubionego pluszaka i swój kocyk.

Przy książkach i zabawkach kreatywnych postawiłam na rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziała. I to był absolutny strzał w 10! Mieliśmy ze sobą książkę z serii o Zuzi, konkretnie z historią o kocie, o raz Jano i Wito w trawie. Obie książki są obecnie Emilki jednymi z ulubionych, tak się z nimi zaprzyjaźniła w trakcie lotu.

 

 

Z zabawek kreatywnych świetnie sprawdziły się propozycje od Mudpuppy oraz Janod.

Rozkładana kolorowanka z załączonymi kredkami, mimo że Emilka jeszcze typowe kolorowanie ma przed sobą, to już w tym momencie była w stanie zaciekawić ją i możliwością rysowania i oglądaniem zwierzątek czekających na kolorowanie. Rozmawiałyśmy o tym, co widzi i szukałyśmy konkretnych zwierzaków. Świetna rozrywka dla 2 latki!

 

 

Kolejną świetną opcją była kreatywna teczka Janod, w której dziecko ma do dyspozycji 4 różne powierzchnie. Jest część magnetyczna z dołączonymi magnesami z literkami, część z rysikiem do znikopisania oraz części do rysowania kredą i flamastrami. Teczka spełniała u nas dodatkową funkcję – Emilka z wielką frajdą sobie ją zamykała, otwierała i chowała w niej kredki, kolorowankę mówiąc do nas: „nie ma” :)

 

 

 

Miejsce dla dziecka poniżej 2 roku życia

W zdecydowanej większości, o ile nie we wszystkich, liniach lotniczych, dzieci do 2 roku życia mogą liczyć na bezpłatny przelot lub za pokryciem jedynie 10% wartości biletu. Wiążę się to jednak z tym, że dziecko takie ma miejsce na kolanach rodzica.

Opcja kusząca, biorąc pod uwagę koszty biletów jednak nie polecam Wam korzystania z niej przy długich rejsach. Można się pokusić o siedzenie z dzieckiem na kolanach przez godzinę czy dwie lotu. Gdy jednak wchodzi w grę kilkunastogodzinna podróż to lepiej nie ryzykować.

Dlaczego piszę „ryzykować”? Bo może zdarzyć się tak, że mimo iż nie będziecie mieli opłaconego osobnego miejsca dla dziecka, to i tak takie miejsce de facto będziecie mieć ze względu na umiejscowienie w samolocie i dostępne wolne miejsca. Co jednak gdy takiego szczęścia nie będziecie mieć? Nawet nie chce wyobrażać sobie, jak wyglądałaby nasza podróż gdybyśmy mieli do dyspozycji tylko dwa miejsca. Na pewno brzmienie tego postu byłoby diametralnie różne! ;)

Gdy dziecko jest młodsze niż 2 lata możecie mimo wszystko wykupić dla niego osobne miejsce. Jeśli nie da się tego zrobić online to wystarczy zadzwonić do konkretnej linii lotniczej.

 

Najtrudniejsze momenty

Nie da się ukryć, że mieliśmy kilka kryzysów. Najtrudniej było w momencie startu oraz lądowania. Podobno pomocne jest podanie w tych momentach dziecku picia lub zatkanie noska. Niestety, żadna z tych opcji się u nas nie sprawdziła i podejrzewam, że niestety wiele dzieci odmówi w tych dwóch momentach współpracy. Jedyne, co można zrobić to uzbroić się w cierpliwość i przygotować na to, że będą to trudniejsze dla Was chwile.

U nas było też momentami ciężko gdy Emilka spała. Budziła się kilka razy z płaczem, podejrzewam że zwyczajnie nie było jej tak wygodnie, jak zazwyczaj jest w tradycyjnym łóżku.

Generalnie jednak, jak na poziom wrażliwości naszej córki i tak długą podróż uważam, że poszło Emiśce świetnie i było zdecydowanie lepiej, niż mogłam się tego spodziewać!

 

Wózek

Przy planowaniu podroży zastanawiałam się, co mamy zrobić z naszym wózkiem. Mamy Stokke, o który obawiałam się, że będzie zbyt wielki i nieporęcznie będzie nam się poruszać z nim na lotnisku. Dodatkowo jest to wózek dwuczęściowy więc zastanawiałam się, czy nie będzie to problemem przy pakowaniu go samolotu przed wejściem na pokład. Rozglądałam się za spacerówkami i całe szczęście, że ostatecznie pozostałam przy naszym Stokke.

Wózek sprawdził się rewelacyjnie jako dodatkowe przechowywanie bagażu – zarówno moja torba, bagaż podręczny, jak i plecak Mateusza były na wózku! Dzięki temu mieliśmy wolne ręce i chociażby po wylądowaniu już w San Francisco Mateusz mógł sam zająć się bagażami nadawanymi. To było dla nas gigantyczne ułatwienie.

 

 

Wózek oddawaliśmy tuż przed wejściem na pokład samolotu. Otrzymywaliśmy go też zaraz po opuszczeniu pokładu – zarówno w Monachium, gdzie mieliśmy przesiadkę, jak i w San Francisco, czyli naszym porcie docelowym. Z dwoma częściami wózka nie było najmniejszego problemu – dostaliśmy na nie dwie osobne nalepki i opaski.

 

Nosidło

Cudownie sprawdziło się w momencie wchodzenia do i wychodzenia z samolotu nosidło Tula. Emilka była i jednocześnie przytulona do mnie i nie musieliśmy się martwić o to, że nam się będzie wyrywać, chcieć iść samej i w efekcie doprowadzi to do niebezpiecznej sytuacji. Myślę, że u dziecka 3 letniego to już nie będzie konieczność, ale z maluchami do 2 – 2,5 lat warto przemieszczać się w nosidle.

 

 

Dzięki naszej Tuli mogliśmy też zażegnać kryzysy na lotnisku gdy Emilka nie chciała być wózku tylko chciała do mamy – pyk, myk wskakiwała Emiśka do nosidła i wszyscy byli zadowoleni!

Tak swoją drogą, zdjęcie powyżej to pierwsza fota w Stanach Zjednoczonych, zrobiona tuż po wyjściu z samolotu :)

 

Co zmienimy przy kolejnych lotach

Z pewnością przy kolejnych lotach zdecydujemy się na podwyższenie na lotnisku klasy naszych biletów. Większa ilość miejsca na nogi zrobi nam ogromną różnicę biorąc pod uwagę wszystkich dodatkowe akcesoria dla Emilki, jakie mamy. Będzie też nam wygodniej wyciągnąć nogi gdy Emilka rozłoży się do spania pomiędzy nami.

W następne loty zabiorę też dla Emilki więcej jedzenia. Teraz trochę obawiałam się, że nie będziemy mogli zabrać ze sobą aż tyle jednak widzę, że nie jest to dla celników żadnym problemem, a nam większa ilość przekąsek ułatwi życie! ;)

Dajcie znać, które z tych wskazówek sprawdzą się u Was!

A jeśli macie swoje doświadczenia z lotami na tak długich dystansach to śmiało piszcie! Wypróbujemy je w kolejnych przelotach :)