fbpx

Czy ma znaczenie ile czasu spędzimy z bobasem skoro ono nic z tego nie zapamięta? Po co tak dbać o to, w jaki sposób spędza czas nasz raczkujący bobas lub dorastająca dwulatka skoro zapytane o te aktywności za kilka lat nie będą nic a nic kojarzyć?!

Zapraszam Was dzisiaj do wpisu gościnnego autorstwa wyjątkowej kobiety. Zdecydowała ona, że jako ścieżkę swojej zawodowej kariery wybierze wspieranie innych mam. W ich macierzyńskiej drodze i w rozumieniu ich dzieci.

To wspaniałe cele i mocno kibicuję projektowi Dominiki „Pomogę Ci, mamo”! Przeczytajcie, co ma do powiedzenia na temat wpływu dzieciństwa na resztę życia każdego z nas.

 

Czy to naprawdę przeszłość?

Wydawać by się mogło, że każdy z nas ma swoje życie, swoją przeszłość… i że ta przeszłość to coś, co już było, co jest za nami i pozostaje bez wpływu na teraźniejszość, nie mówiąc już o przyszłości. Wydawać by się również mogło, że jeśli nie podobało nam się to, jak wychowywali nas nasi rodzice, to wystarczy jeśli w przypadku swoich dzieci zrobimy coś po swojemu i wszystko będzie w porządku.

Rzeczywistość wygląda jednak nieco inaczej. Brakuje nam pełnej świadomości tego, że my, jako rodzice, przenosimy na nasze pociechy naszą przeszłość – problemy z dziecięcych lat, konflikty z rodzicami, kompleksy, niespełnione marzenia. Mamy za dużo niepodomykanych spraw i niepoukładanych relacji. A to, w jaki sposób postrzegamy własne dzieciństwo i doświadczenia z nim związane, w dużym stopniu decyduje o tym jak wychowujemy swoje dzieci, oraz jaki styl przywiązania z nimi tworzymy. Bardzo często nie bierzemy tego aspektu w ogóle pod uwagę, sądząc, że dzieciństwo już było, minęło, a ważne jest tylko to co tu i teraz.”

Zatrzymam Cię w tych myślach i zapytam „A w jaki sposób jesteś teraz taką osobą, a nie inną?”

 

Przeszłość vs teraźniejszość

To przeszłość nas ukształtowała i cały czas kształtuje. Znaczenie ma wszystko co do tej pory przeżyliśmy i wszystkie osoby, które na swojej drodze spotkaliśmy. Od samego początku, od narodzin.

Teraz pewnie pomyślisz „Przecież dzieci są za małe, żeby pamiętać szczegóły z okresu, kiedy je wychowywano…”. Znam to. Wiele osób dorosłych uważa, że z dzieciństwa nic się nie pamięta. Argumentują to na swoim przykładzie, kiedy sami nie potrafią sobie wielu rzeczy przypomnieć. Sęk w tym, że nie muszą sobie ich przypominać, ażeby miały one wpływ na to jacy jesteśmy i jak się zachowujemy w stosunku do innych ludzi. Owszem, dzieci są małe, ale sposób skonstruowania i funkcjonowania naszego mózgu pozwala na zapisywanie naszych wspomnień, emocji czy wydarzeń nawet bez udziału naszej świadomości. Jest za to odpowiedzialna PAMIĘĆ UKRYTA, która jest w nas obecna już od chwili naszych narodzin, a my nawet nie musimy mieć świadomego udziału w procesach jej kodowania. Co więcej, charakteryzuje się ona tym, że kiedy uzyskujemy do niej dostęp, nie mamy wrażenia jakbyśmy cokolwiek sobie przypominali.

 

Dzieciństwo punktem wyjścia

Tak więc nasze dzieciństwo to nasz punkt wyjścia. Jeśli jako dzieci coś przeżywaliśmy, z czymś sobie nie radziliśmy, a nasi rodzice nie potrafili nam w tym pomóc, to te wewnętrzne przeżycia i zranienia zaczną się ujawniać w późniejszych etapach naszego życia. Może być to na przykład gniew lub frustracja w stosunku do najbliższych nam osób, do dziecka albo do życiowego partnera, którego będziemy za to wszystko nieświadomie obwiniać. Dlatego musimy rozpoznać faktyczne źródło tych uczuć, otwarcie o tym powiedzieć oraz szukać zaspokojenia tych niezaspokojonych potrzeb w świadomy i nieraniący innych sposób. Przepracowanie i ułożenie sobie przeszłości daje niesamowite ukojenie i wewnętrzny spokój. Jesteśmy wówczas zaskoczeni jak wiele widzimy i rozumiemy. Nie mniej szokującą jest reakcja na dostrzeżenie pewnych zależności i odzwierciedleń: nasi rodzice i ich zachowania versus my i nasze zachowania w stosunku do własnych pociech.

Może to być nieco przerażające dla osób, które nie miały łatwo w tamtym okresie swojego życia. W takich sytuacjach pojawia się stres przed powtórzeniem błędów naszych rodziców oraz przez przeniesieniem pewnych schematów działania. I ten stres jest całkowicie zrozumiały, ponieważ chcemy zbudować jak najpiękniejszą i jak najbardziej wartościową relację z własnym dzieckiem. Dlatego uspokajam, nie wszystko jest przesądzone. ?

 

Samoświadomość

Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest samoświadomość. Jeśli zrozumiemy swoje przeżycia i to, jak one wpłynęły na nasze życie, mamy wówczas szansę przerwać negatywne wzorce relacji rodzinnych, które samoistnie toczą swoje koła z pokolenia na pokolenie. Dlaczego samoistnie? Ponieważ tak działa mózg człowieka: zapisuje wszystkie doświadczenia na tych białych kartach, z którymi się rodzimy i tworzy sieci połączeń komórek nerwowych. I to już w nas zostaje, zgodnie z tym działamy dalej. Za przykład mogą posłużyć nam tutaj sytuacje, w których mówimy naszemu dziecku coś, czego tak bardzo sami nie lubiliśmy słyszeć kiedy byliśmy mali, lub kiedy traktujemy nasze pociechy w sposób, który wydawał nam się niewłaściwy w przypadku naszych rodziców. To są właśnie schematy, te słynne wzorce z dzieciństwa, których niełatwo się pozbyć lub przełamać.

 

Powrót do przeszłości

Kiedy już staniemy się świadomi tego, że nasze dzieciństwo nie pozostaje bez wpływu na nasze maluchy, możemy zacząć działać. To nie będzie łatwa praca, ponieważ będzie wymagała ona od nas dokładnego i głębokiego rachunku sumienia. Jest duża szansa na to, że będziemy musieli zmierzyć się z czymś, od czego zawsze uciekaliśmy, bo tak było po prostu łatwiej. Natomiast jeśli w perspektywie mamy wartościową, pełną zaufania, zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa relację z naszym dzieckiem, to nic nie może być większym motywatorem do tego, aby z tą przeszłością jednak się zmierzyć.  Oczywiście nie jest regułą, że każdy z nas ma bagaż pełen samych ciężkich przeżyć. Chodzi o to, że nawet doświadczenia z pozoru bezpieczne i pozytywne będą wymagały od nas wysiłku i zaangażowania w ich zrozumienie i przepracowanie. Dlatego dobrze jest, jeśli w całym tym procesie towarzyszy nam ktoś bliski, kto nas zrozumie i wesprze w każdej sytuacji.

Ten powrót do przeszłości ma również na celu przerwanie emocjonalnej pępowiny, którą często jesteśmy związani z naszymi rodzicami w dorosłym życiu. Jeśli nam się to uda, możemy wówczas zbudować dla naszych dzieci bezpieczne otoczenie, w którym będą się rozwijać, dorastać i zapełniać swój plecak cennymi doświadczeniami i wartościowymi relacjami.

 

Moc słów

To, jaki wpływ na nas ma nasze własne dzieciństwo jest jedną stroną medalu. Drugą natomiast jest to, jaki wpływ będziemy mieli my na nasze dzieci. Otóż niesamowicie ważny, jeśli nie najważniejszy. Dzieci rodząc się nic o sobie nie wiedzą. To rodzice są ich pierwszym źródłem informacji. Dlatego nieocenionym i tak niesamowicie kluczowym jest to, jak reagujemy na nasze dziecko, jak o nim i do niego mówimy, ponieważ wszystko co dzieci słyszą na swój temat biorą za prawdę. One budują przekonania na swój temat na podstawie tego jak widzą siebie w relacjach z innymi, oraz na podstawie tego co ich zdaniem czują inni w stosunku do nich.  Tak kształtuje się ich samoocena i poczucie własnej wartości. Możemy zatem łatwo sobie wyobrazić jaką moc ma np. krytyka – rodzi ona w dziecku przekonanie, że jest ono niedoskonałe, złe, niewarte szacunku ani uwagi. Pamiętajmy, że to, jaki obraz nas samych jest utrwalany w dzieciństwie, będzie podwaliną dorosłego życia.

Musimy zwracać uwagę na nasze słowa. I mam tu na myśli nie tylko słowa wypowiadane bezpośrednio do dziecka, ale również w jego obecności. Często wydaje nam się, że dzieci są czymś zajęte, że nie widzą, że nie słyszą. Nie ma lepszych obserwatorów niż te małe istoty, które wychwytują nawet najmniejszy szelest, głównie wtedy, kiedy najmniej jest nam to na rękę. Są one doskonałymi obserwatorami, lecz kiepskimi interpretatorami. Dzieci chłoną wszystko, niezależnie od tego czy coś jest dobre czy złe, ponieważ najczęściej brak im jeszcze wystarczającej wiedzy w tym temacie oraz odpowiednich umiejętności. Widzimy to po zachowaniach „przynoszonych” do domu z przedszkola – wśród tych napawających dumą są również te niechciane, podpatrzone od rówieśników w ramach testowania świata.

 

Rodzic lustrem dla swojego dziecka

Czasami ze zdziwieniem obserwujemy jak nasze pociechy nas naśladują. Nic w tym dziwnego, ponieważ dzieci chcą być takie jak ich rodzice, którzy są dla nich autorytetem i ich całym światem. Dzieci uczą się poprzez modelowanie, poprzez przykład, a nie wykład. Prędzej zrobią to, co my sami zrobimy, niż to co im powiemy. Podobnie rzecz ma się z emocjami, uczuciami i mimiką twarzy. Da się zauważyć jak nasza radość, zadowolenie czy szczęście „rozlewają się” na nasze dzieci. Niestety nieco rzadziej dostrzegamy wzajemne powiązania z trudnymi emocjami, takimi jak złość, frustracja, irytacja. Często chcemy uciszyć nasze płaczące dziecko krzycząc na nie. Dziwimy się wówczas, że ono się nie uspokaja. A nie uspokaja się, ponieważ my jesteśmy zdenerwowani, i dopóki to my, rodzice, nie będziemy źródłem spokoju i opanowania, to nasze dzieci będą dalej chłonęły ten „dramat” od nas. A wszystko to za sprawą neuronów lustrzanych, które są najbardziej aktywne u dzieci do ok. 4 roku życia. To właśnie te struktury mózgowe przyczyniają się m.in. do kształtowania wewnętrznego stanu emocjonalnego dzieci. Nasze emocje czy też samopoczucie, dobre lub złe, wpływają bezpośrednio na samopoczucie dziecka.

W tym miejscu bardzo wyraźnie widać powiązanie naszego dzieciństwa z dzieciństwem naszych dzieci:

my jako małe istoty chłonęliśmy emocje i zachowania naszych rodziców → to, czego doświadczyliśmy  ukształtowało nas i zapisało się na karcie naszych wspomnień (zarówno za sprawą pamięci ukrytej, jak i jawnej) → obecnie działamy zgodnie z tym, co zostało zapisane → nasze dzieci chłoną „nas”, takimi jakimi jesteśmy dzięki naszemu dzieciństwu

Nie wszystko stracone

Być może to wszystko zabrzmiało dosyć groźnie i przerażająco, dlatego chcę Was uspokoić: nasze dzieciństwo jest punktem wyjścia do wychowywania własnych dzieci, jednak najbardziej kluczowe jest to, co z tym dzieciństwem zrobimy. Relacje z naszymi dziećmi nie muszą odzwierciedlać relacji z naszymi rodzicami. One są tylko punktem odniesienia. Jeśli nie pasuje nam coś na linii „my – nasi rodzice”, to ciężką pracą możemy to zmodyfikować, a później przełożyć na komunikację i budowanie więzi z naszymi pociechami.

 

A co z błędami?

W kontekście wpływu na dorosłość naszych dzieci pojawia się jeszcze kwestia popełnianych błędów. Rodzice często martwią się i mają wyrzuty sumienia jeśli zdarzy im się zdenerwować czy też krzyknąć na dziecko. Pojedyncze potknięcia nie rzutują na kształt całego dzieciństwa. Najważniejsze są te działania, które się powtarzają, czyli sytuacje, kiedy na tych błędach się nie uczymy i dalej je popełniamy. Dzieci zachowają te połączenia nerwowe w mózgu, których będą najczęściej używały, i które będą najczęściej uruchamiane pod wpływem różnych sytuacji. Nie należy zatem za wszelką cenę unikać błędów, ponieważ są one wspaniałą okazją do nauki, lecz pracować nad wyciąganiem z nich lekcji. Jeśli każdy błąd będziemy traktować jak porażkę i zaczniemy wątpić w swoje umiejętności, poczujemy się zniechęceni oraz szybko zaczniemy oceniać i krytykować, zarówno siebie, jak i innych. Powstanie wówczas błędne koło: atmosfera zrobi się napięta, wyzwoli się coraz więcej spięć i trudnych emocji, oraz zaczniemy popełniać kolejne błędy. Bycie mamą czy tatą to najcięższa praca na świecie, ogromnie stresująca i wymagająca, dlatego my, rodzice, też czasami reagujemy z poziomu gadziego mózgu, czyli bezmyślnie. W takiej sytuacji należy po prostu przeprosić swoje dziecko, które dość łatwo wybacza i zapomina.

 

Co teraz?

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu pojawiła się w Was jakaś refleksja. Być może zastanawiacie się nawet od czego zacząć? Jak się dowiedzieć czy i jakie schematy powtarzamy, co odzwierciedlamy w stosunku do naszych dzieci?  Serdecznie zachęcam do obserwacji – siebie i Waszych dzieci, ich zachowań oraz Waszych reakcji. Sprawdźcie co Was denerwuje i pomyślcie co może za tym stać? Czym są podyktowane różne reakcje czy komunikaty. Zapisujcie wszystkie spostrzeżenia, a być może bardzo szybko zobaczycie na tej kartce zależności, o których wspominałam. Być może dostrzeżecie jakieś schematy i punkty wspólne, które będą Waszym motywatorem do pracy podczas dalszego wychowywania Waszych cudownych dzieci. A wtedy może być już tylko lepiej. ?

 

Dominika Słowikowska

Psycholog, trener i mama Miłosza. Kreatorka inicjatywy  „Pomogę Ci Mamo”.

 

http://www.pomogecimamo.pl/

 

Pomaga innym Mamom zrozumieć zachowania dzieci w wieku 0-4 lata, oraz wskazuje drogę prowadzącą do rozwiązania pojawiających się trudności, które często są nieodłącznym elementem macierzyństwa. W obszarach rozwojowo – wychowawczych dzieci Dominika prowadzi warsztaty stacjonarne i online, oraz udziela konsultacji indywidualnych.

 

 

W ramach swojej działalności Dominika wspiera również Mamy w ich nowej roli, oraz pomaga im odnaleźć  się w nowej rzeczywistości. Zachęcam do śledzenia Dominiki na jej stronie oraz na Instagramie